Loteria
Rok po przyjeździe do Kanady zaczęłam uczęszczać do szkoły języka angielskiego i po pierwszym, trzymiesięcznym kursie trzeciego stopnia, zaproponowano mi przejście do najwyższej klasy, piątej. Ucieszyło mnie to i jednocześnie przestraszyło. Nie byłam pewna, czy sobie poradzę. Ale radziłam sobie nieźle, podobał mi się powrót do szkoły, lubiłam się uczyć. Dlatego zaraz po końcowych testach zarejestrowałam się na kurs przygotowujący do zdania eksternistycznego egzaminu maturalnego i zaczęłam zgłębiać literaturę amerykańską w oryginale – przy czym „zgłębiać” jest tu pewnym nadużyciem, bo przecież dopiero przyzwyczajałam się do nowego języka. Z głową wypełnioną regułami gramatycznymi i z bardzo niewielkim jeszcze zasobem słów próbowałam czytać, wiedząc, że to pierwszy etap w procesie osiągnięcia płynności języka w pisaniu i mówieniu. Program zawierał klasyczne pozycje literatury anglojęzycznej, z których wiele znałam ze studiów w Polsce. Wtedy również dowiedziałam się, że nie ma egzaminu kończącego szkołę średnią w Kanadzie, podczas którego uczniowie nie dostaliby fragmentu prozy Josepha Conrada do analizy.
Zaczęliśmy od opowiadania The Lottery. Jego autorką jest Shirley Jackson, amerykańska pisarka, o której mówi się, że pisała horrory, choć to wcale nieprawda. Ma ona na swoim koncie dwie zabawne książki autobiograficzne, poważne powieści psychologiczne i dziesiątki opowiadań. Zadany tekst był krótki, zaledwie kilka stron, ale jego przeczytanie przy kulejącym wciąż angielskim było dla mnie wyzwaniem. Przesłanie, bardziej odczytane intuicyjnie niż wynikające z pełnego zrozumienia tekstu, budziło przerażenie.

Jeśli nie znacie opowiadania, napisanego w 1948 roku, a więc 72 lata temu, to pokrótce je streszczę:
Rzecz dzieje się w małym amerykańskim miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Co roku odbywa się tam tradycyjny obrzęd, zwany „loterią”. Jego data ustalona jest od zamierzchłych czasów na 27 czerwca, ale nikt nie pamięta ani skąd ten obrzęd się wywodzi, ani kto go rozpoczął. Niejasne uzasadnienie kryje się w starym przysłowiu, przypomnianym przez jednego z bohaterów opowiadania: „Od loterii zależy, czy żniwa będą jak należy”. Zatem, w wyobrażeniu mieszkańców, loteria ma magiczną siłę zapewnienia dobrych, obfitych zbiorów, a niedopełnienie obrzędu może skończyć się klęską nieurodzaju. Miasteczko liczy sobie około trzystu mieszkańców i wiadomo, że tego czerwcowego dnia wszyscy wezmą udział w loterii.
Czarne drewniane pudełko, którego powierzchnia już dawno straciła kolor i gładkość, przechowywane w ciągu roku w różnych domach, w różnych miejscach, zostaje dostarczone do biura handlarza węglem, pana Summersa. Summers i Graves, pracownik poczty, stanowią elitę miasteczka: to oni przygotowują w poprzedzający loterię wieczór listę wszystkich rodzin w mieście. Według tej listy składają losy — każdej rodzinie przypisany jest jeden. Wszystkie są puste, oprócz jednego. Ten jeden, jedyny, ma namalowaną czarną kropkę. Czarna kropka wskaże, kto zostanie złożony w ofierze na ołtarzu tradycji.
Pan Summers chowa pudełko do sejfu. Kiedy rankiem mieszkańcy budzą się ze snu, wiedzą, że muszą stawić się na głównym placu. Spieszą się. Cały obrzęd nie powinien trwać dłużej niż do obiadu, ostatecznie wszyscy chcą zjeść o normalnej porze. Zdążają zatem na miejsce zebrania, pozdrawiając się, wymieniając towarzyskie uwagi na temat pogody i zdrowia. Po drodze zbierają kamienie i dokładają do przygotowanego poprzedniego wieczoru stosu.
Domyślacie się, co będzie dalej? Ten tytułowy coroczny obrzęd to wylosowanie jednej osoby, która zostanie… ukamienowana. Kiedy już wszyscy są obecni, odbywa się odczytywanie nazwisk. Nikogo nie może zabraknąć, nawet małe dzieci są obecne. Tłum niecierpliwi się, wszyscy chcą jak najszybciej zakończyć sprawę i wrócić do codziennych spraw. Przedstawiciel każdej rodziny wyciąga losy. Kiedy okazuje się, że los z kropką wyciągnęła rodzina Hutchinsonów, Tessie, matka trojga dzieci protestuje, twierdząc, że losowanie odbyło się w zbytnim pośpiechu, ale nikt nie zwraca na nią uwagi. Wtedy odbywa się kolejne losowanie, tym razem wśród członków rodziny. Czarna kropka tym razem umieszczona jest na kartce Tessie.
Sąsiedzi, przyjaciele, znajomi, znani przez całe życie ludzie, schylają się po kamienie. Jedna z sąsiadek sięga po kamień tak ciężki, że musi go podnieść obiema rękami. Ktoś podaje małemu synkowi Tessie kilka kamyczków. Ostatnie zdanie opowiadania brzmi: „a potem ją dopadli”.
Opowiadanie The Lottery ukazało się w 1948 roku w słynnym „New Yorkerze”. Kiedy nowy numer z datą 26 czerwca trafił do kiosków i do subskrybentów tygodnika, rozpętała się burza. Setki czytelników wycofało swoje prenumeraty. Redakcja otrzymała tysiące listów. Oburzeni czytelnicy pisali także bezpośrednio do autorki, która mieszkała wówczas w North Bennington, w Vermoncie. Przez całe lato poczta przynosiła po kilkanaście listów dziennie, w których oprócz rozsierdzonych opinii pojawiały się pytania, gdzie znajduje się opisane miasteczko i czy można pojechać tam, aby popatrzeć na coroczne kamienowanie. W sumie było tych listów około trzystu, z czego, jak opowiadała pisarka, jedynie trzynaście można było uznać za względnie życzliwe. Matka Shirley Jackson pisała do niej: „Wydaje się, moja droga, że ta ponura historia to wszystko, o czym młodzi ludzie myślą w dzisiejszych czasach. Dlaczego nie napiszesz czegoś, co rozweseli twoich czytelników?” Kilka lat później szum wokół Loterii przycichł, opowiadanie zaadaptowano na słuchowisko radiowe, potem przedstawienie teatralne, w końcu pojawiły się dwie adaptacje filmowe. Dziś, dla każdego ucznia amerykańskiej szkoły średniej opowiadanie Jackson jest lekturą obowiązkową. Przenicowano je na wylot, zanalizowano milion razy. Odnaleziono wszystkie tropy i aluzje. Odszyfrowano znaczenie nazwisk. Odczytano symbole. Pokazano, w którym miejscu autorka daje do zrozumienia, że loteria, jak wybory prezydenckie, jest zmanipulowana. Co ciekawe, ani razu przez 72 lata ani razu nie pojawiło się ze strony nauczycieli czy rodziców żądanie, by wycofać Loterię ze szkół, jako nieodpowiednią dla młodzieży.
Dwa dni temu wyciągnęłam ze skrzynki pocztowej nowy numer „New Yorkera”, przyniosłam do domu i nalewając sobie kieliszek wina otworzyłam tygodnik na chybił trafił. Na pięćdziesiątej stronie widniał sielski obrazek (link do strony EN): złote pole z kołyszącym się na wietrze zbożem, błękitne niebo z białymi obłokami, w dali zielone pagórki. I grupa ludzi pośrodku pola. Nad nimi rozciągał się tytuł: The Lottery.
Siedemdziesiąt dwa lata po zamieszczeniu opowiadania Jackson na swoich łamach, redakcja postanowiła je przypomnieć. Jakże słusznie.
Nie usiadłam wygodnie. Stojąc przy kuchennym stole, zaczęłam czytać. Bez zastanawiania się nad znaczeniem słów, bez analizowania struktury zdań. Czytałam i drętwiałam w sobie, bo opowiadanie o loterii w małym miasteczku w Nowej Anglii nie straciło swojej siły. Wręcz przeciwnie. Wybrzmiewa dziś tak samo mocno jaki kiedyś, a może nawet mocniej.
Bo o czym mówi nam Shirley Jackson? Co stara się suchym, pozbawionym emocji językiem przekazać?

Ukamienowanie to jedna z najstarszych, jeśli nie najstarsza forma zadania śmierci, wykonania wyroku. Historycy twierdzą, że kamienowanie sięga czasów, kiedy struktura społeczeństwa nie przewidywała istnienia nadrzędnej władzy i kiedy wszyscy byli sobie równi. I grupowo, zgodnie, wykonywali karę lub składali ofiarę, zadając śmierć jednemu spośród siebie. Podobno lapidacja, bo tak dla niepoznaki można nazwać rzucanie w kogoś kamieniami, wzięła się z obawy przed zemstą rodziny skazanego – trudno mścić się na tłumie. Podobno człowiek uderzony czymś ciężkim długo nie traci przytomności i długo czuje i rozumie, co się dzieje. Ukamienowanie jako kara przewidziana prawem wciąż jest stosowane w krajach muzułmańskich, takich jak Iran, Somalia, Nigeria, Arabia Saudyjska, Sudan i nawet cywilizowane, nowoczesne i bogate Emiraty Arabskie..
Łatwo byłoby tu zmienić temat moich rozważań i przejść do kary śmierci, do jej zasadności, rozpatrzyć argumenty tych, którzy chcą jej przywrócenia i tych, którzy są przeciwko niej, uważając capital punishment za emanację ludzkiego okrucieństwa. Mogłabym zastanowić się nad wyrokiem kary śmierci jako zaprzeczeniem wszystkiego, o czym mówi prawo i moralność i mogłabym też ubolewać nad tym, jak często nie rozumieją tego ludzie wierzący w Boga, którym chęć zemsty przesłania sens piątego przykazania. Ale to zostawię na inną okazję. Bo opowiadanie Jackson jest uniwersalną przypowieścią i kamienowanie jest tu tylko symbolem. I mimo że – jak pisałam wyżej – te symbole zostały po wielokroć odgadnięte, warto przypomnieć ich znaczenie. Bo symboliczne grupowe kamienowanie wydarza się dziś, każdego dnia, jako bezkrwawa, ale bolesna, wykluczająca, upokarzająca kara za winy, których kamienowany, tak jak Tessie, bohaterka Loterii, nie popełnił.
Kiedy mieszkańcy małego miasteczka zbierają się na placu, by wybrać ofiarę, są posłuszni zwyczajowi, który istnieje w zbiorowej pamięci tej społeczności, w niezmienionej i nigdy nieweryfikowanej formie. Nikt też nie zamierza przerwać ciągłości tradycji, której znaczenie zatarło się i istnieje w postaci anegdoty. Wydarzenia w opowiadaniu mają miejsce w czerwcu, miesiącu, w którym następuje zrównanie dnia z nocą. W wielu kulturach obchodzono nadejście lata w radosny sposób. W innych obchodzono ten czas krwawo, składając bogom barbarzyńską ofiarę, by zapewnić sobie ich życzliwość, a tym samym – płodność ziemi, zwierząt i ludzi. Obrzędy, tradycje kształtowały się przez wieki, a ludzie pozostawali im wierni, nie zadając pytań. Tessie jest ofiarą tradycji, której nikt nie od dawna się nie przyjrzał.
Tradycja jest elementem naszej kultury, wręcz jej opoką. Bez tradycji nie bylibyśmy tym, czym jesteśmy – społeczeństwem, narodem, rodziną. Nie mielibyśmy się na czym oprzeć, nie obowiązywałyby nas niepisane – ale jednak – prawa. Nie nazywalibyśmy rzeczy i zjawisk, tak jak to czynimy. Uczymy się tradycji od naszych rodziców, którzy uczyli się jej od swoich, a tamci jeszcze od swoich. Uczymy się tego, że początkiem każdego obyczaju jest wydarzenie, które ukształtowało grupę, a ta powinna z tradycji czerpać godność i siłę. Gandhi powiedział: “Dobrze jest pływać w wodach tradycji, ale zatopienie się w nich to samobójstwo”. Źle się zatem dzieje, gdy trzymamy się owych tradycji sztywno i bezrefleksyjnie, nie pozwalając na zmianę, na ewolucję; kiedy sam obrządek staje się ważniejszy niż jego źródło. Stałość i zmienność, myśl nowa i myśl zastana, twardy pancerz obyczaju i odwaga w przeciwstawianiu się ogółowi, tęsknota za znanym i lęk przed nieznanym – wszystko to kształtuje naszą przyszłość.
Jakże trudno jest przeciwstawiać się tradycji, nie bać się jej zmieniać. Nauczono nas, że obcy to nasz wróg. On przynosi nam nowe, którego nie chcemy, którego się lękamy i które odrzucamy. Tkwimy w ciasnych ramach tradycji, nie dopuszczając myśli, że w mechanicznym odbębnianiu tego, co zostało nam przekazane, podważamy powagę rytuału, który powinien być źródłem odnowienia poczucia przynależności. Jego narzędzia przestają być symbolem naszego ukorzenienia, a stają się bezimienną, nieważną ofiarą. Przestają być znakiem początku, odrywają się od pamięci pokoleń. Stają się tylko kozłem ofiarnym.
To dlatego, że nie rozumiemy, czym naprawdę jest tradycja, biorą się w nas złe rzeczy, które są zarzewiem konfliktu: niechęć, nienawiść, złość, pogarda. Niezrozumienie. Wiem, to ogólniki. Jeśli chciałabym nazwać po imieniu złe rzeczy, które buduje w nas sztywna, nieweryfikowana, nieegzaminowana na bieżąco tradycja, prowadząca nas do codziennej symbolicznej lapidacji innych, napisałabym: szowinizm, rasizm, antysemityzm, ksenofobia, homofobia.
***Opowiadanie “Loteria” oraz inne opowiadania Shirley Jackson ukazały się w Państwowym Instytutu Wydawniczym, w 1986 roku. Autorką przekładu jest Mira Michałowska.
Loteria – niezwykłe! Piekny tekst.
LikeLiked by 1 person
“Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać
o to samo.
Znowu i tak jak zawsze,
co widać poniżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.”
LikeLike
Świetne – dziękuję. Czy “Loteria” jest w PL lekturą? Jeżeli nie to wielka szkoda…
LikeLiked by 1 person
Dziękuję i ja. Nie, w Polsce opowiadania Jackson były wydane raz, w 1986 roku. Niedawno natomiast ukazał się komiks oparty na tym opowiadaniu, a jego autorem jest Miles Hyman, wnuk pisarki. Wydały Marginesy: https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133266/loteria?idcat=0
Wiesz, mamy – mam nadzieję, że ciągle są w lekturach obowiązkowych – opowiadania Borowskiego i Medaliony Nałkowskiej.
LikeLike
OMG! Pamiętam to opowiadanie. Też mnie przeraziło. Jest kilka innych na jego podstawie. A tak na marginesie nauki angielskiego. Po przyjeździe uczyłam się angielskiego na Columbia University, gdzie kazano nam obejrzeć “Fields of Dreams”, potem coś tam opisać. Byłam przerażona, bo nie mogłam pojąć o czym to jest, a było o baseballu!!
LikeLike