Dlaczego Czwarte Miejsce?

Kiedy w 2002 roku przyjechałam do Nowego Jorku, by zacząć pracę w Brooklyn Public Library, w oddziale bibliotecznym w polskiej dzielnicy, na Greenpoincie, znalazłam dwa rzędy półek z polskimi książkami. Większość z nich stanowiły poradniki feng shui, zaczytane do imentu powieści Danielle Steel i trochę starych wydawnictw paryskiej Kultury. Książki kupowano raz w roku w miejscowej polonijnej księgarni. Nazywało się to big buy i polegało na zgarnianiu z półek dość przypadkowych tytułów według klucza słów brzmiących podobnie lub nawet tak samo po polsku i po angielsku oraz znanych nazwisk autorów. W ten sposób raz na rok uzupełniano braki na półkach i wydawano przeznaczone na ten cel pieniądze.

W bibliotecznym departamencie World Languagues szybko zorientowano się, że mogę być pomocna przy selekcji tytułów i wkrótce zaczęłam uczestniczyć w corocznych zakupach. Podeszłam do tego z dużą energią, bo – co tu dużo mówić – uczucie, że ma się wpływ na to, co czytają inni jest niezwykłe, elektryzujące, a jednocześnie obciążające odpowiedzialnością. Postarałam się więc najpierw wypracować reguły: kupujemy jeden lub co najwyżej dwa egzemplarze tego samego tytułu – zamiast pięciu, kładziemy większy nacisk na książki polskich autorów oraz tłumaczenia z innych niż angielski języków, staramy się o więcej literatury popularnonaukowej z różnych dziedzin. Kilka lat później zaproponowałam, żeby budżet na polskie książki rozdzielić na comiesięczne zakupy, co umożliwiłoby bycie na bieżąco z tym, co ukazuje się w Polsce. Wkrótce potem mój budżet powiększył się nieco, a potem wzrósł co najmniej pięciokrotnie! I wtedy statystki pokazujące czytelnictwo ponad pięćdziesięciu grup etnicznych Brooklynu zaczęły się drastycznie zmieniać, a polscy nowojorczycy poszybowali na CZWARTE MIEJSCE! Na tymże czwartym miejscu pozostawali przez następne 14 lat, czytając zachłannie, namiętnie, entuzjastycznie… Wokół biblioteki na Greenpoincie utworzyła się wcale niemała grupa jej wielbicieli; potrafili zaglądać do biblioteki kilka razy w tygodniu, już to by wymienić książki, już to by zapytać o nowości, a wreszcie po to, by zwyczajnie porozmawiać. Przyczyniła się do tego ilość nowych tytułów, ale pewnie także fakt, że przez wiele lat miałam swoją kolumnę w miejscowym tygodniku, w której polecałam tytuły, pisarzy i wydarzenia, które organizowałam. Do oddziału na Greenpoincie przyjeżdżali czytelnicy ze wszystkich, nawet najbardziej odległych zakątków nowojorskiej metropolii, wypożyczając po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt tytułów. Potem wracali, skrupulatnie je oddając i domagali się nowych…

To właśnie na cześć tych wszystkich czytelników, którzy polegali na moich książkowych wyborach ten blog – poświęcony książkom – nosi nazwę CZWARTE MIEJSCE.

Pierwszy “big buy” w księgarni Polonia na Greenpoincie, 2002