Życie. Miłość. Śmierć
Jest połowa lat siedemdziesiątych i wszystko wokół jest szare i smutne. Z budynków odpada tynk, a w jezdniach nikt nie łata dziur. Szarość jest narodowym kolorem Polski. Tramwaje wiozą rankiem smutnych, odzianych w szare kurtki i płaszcze ludzi, którzy po pracy tłoczą się w sklepach mięsnych, czekając na kawałek żylastego mięsa lub połówkę chudego, sinego kurczaka. Pod księgarniami ustawiają się kolejki po wiersze Franka O’Hary, w studyjnych kinach wyświetla się francuskie filmy Nowej Fali i polskie filmy moralnego niepokoju, które natychmiast lądują na półkach i nigdy nie wchodzą do szerokiego rozpowszechniania. Polska wygląda jakby przykryła ją niedobrana do barwnej sukienki podszewka – wypłowiała, znoszona, podziurawiona.
Dziewczyna jedzie do wielkiego miasta na studia. Ma granatowy płaszcz, czerwone lakierowane pantofle, w podróżnej torbie dźwiga książki. Jest pełna zapału i oczekiwań. Chce się uczyć. Myśli o tym, co zaoferuje jej wielkie miasto, ilu nowych ludzi spotka. Na razie nie myśli o miłości. Jest tak szczupła, że nosi sukienki swojej matki sprzed dwudziestu lat, kiedy ta była studentką na tym samym wydziale. Biega na zajęcia, wertuje strony spisu lektur w zielonej okładce, pogrąża się w antyku i średniowieczu. Czyta Petrarkę i artykuły o strukturalizmie. Słucha w zachwycie swoich wykładowców. Zdaje pierwsze zaliczenia i egzaminy. Nawiązuje pierwsze przyjaźnie. Zauważa, że podkochuje się w niej kolega z innej grupy, który stara się siadać przy niej na wykładach. Wciąż jeździ regularnie do rodzinnego domu. Podróż w jedną stronę trwa prawie cztery godziny. Wyjeżdża na pierwsze studenckie rajdy. Nie ma z kim się całować.
Potem są wakacje, dziewczyna jedzie nad morze, na praktykę studencką. Zatrudnia się jako wychowawczyni na letnich koloniach. Na plażę trzeba dojeżdżać autobusem, grupa chłopców jest rozbrykana, trudna do utrzymania w ryzach, a jedzenie marne, podawane w jadalni, w której unosi się lepki zapach niedopranej ścierki. Dziewczyna zapisuje się do wejherowskiej biblioteki i w czasie ciszy poobiedniej czyta Balzaka. Wytrzymuje obelżywe zachowania dyrektorki kolonii, która grozi jej niezaliczeniem praktyki za pójście do kościoła na niedzielną mszę. Potem jedzie na Mazury, nago kąpie się w jeziorze, uczy się wiosłować, do rana siedzi przy ognisku, śpiewa, tańczy. Idzie do pobliskiego miasteczka, gdzie zainstalowano „beczkę śmierci” – to atrakcja w małej wsi nad jeziorem. Motocyklista, wspinając się po pionowej ścianie, puszcza kierownicę i w ryku motoru krąży po obwodzie beczki. Dziewczyna myśli, że tak właśnie chce żyć – w pędzie i bez trzymanki.
Jesień przynosi nowe wyzwania: po pierwszym semestrze drugiego roku dziewczynę czeka pięć egzaminów. Tłum wlewa się do barokowego budynku nad szarą rzeką, jakże miło jest być na powrót w chłodnych ścianach uczelni. Wszyscy witają się po wakacjach, widać już, że spora część nie wróci na studia. Relacje, zawarte na pierwszym roku, gdzieś się rozpłynęły. Pary, trzymające się jeszcze kilka miesięcy temu za ręce, dziś boczą się na siebie. Wszyscy palą, z popielniczek ustawionych na wyłożonej brązowym linoleum podłodze, wysypują się niedopałki. Na pierwszych zajęciach z literatury współczesnej pojawia się w grupie nowy student. Ma rudą brodę, chodzi w czarnych sztruksowych spodniach i w czarnym golfie. Patrzy na dziewczynę z zainteresowaniem. Ona odwzajemnia spojrzenia. Na zajęciach rozmawiają o Wojaczku i jego poezji. Nowy student ma śmiałe poglądy i wygłasza je pewnym głosem. Z zajęć wracają późnym wieczorem, dziewczyna ma zwyczaj przygryzać dolną wargę w półuśmiechu, a jemu bardzo się to podoba.

Potem stają się nierozłączni. On wspina się po piorunochronie do jej pokoju w akademiku. Uczą się razem, razem zdają egzaminy. Jeżdżą w góry. Trzymają się za ręce. Patrzą sobie w oczy. Wymyślają dla siebie czułe słówka. Chłopiec ma do tego szczególny talent. Ona myje włosy szamponem o nazwie „Perlisty”, a on twierdzi, że jest zrobiony z rozpuszczonych pereł, dlatego jej włosy pachną morzem i wiatrem. Są biedni, nie mają pieniędzy, ale kupują książki. Chodzą do baru Miś na kaszę gryczaną ze zsiadłym mlekiem. Słuchają Trójki. Na wieczornych zajęciach z poetyki on przysyła jej karteczkę, na której jest napisane: „wyjdź za mnie”. Ona traktuje to jak żart. Ale w którąś sobotę jadą do jego rodziców. Jest miło, rodzinnie.

Kiedy nadchodzi letnia sesja, mają już plany na wakacje – razem jadą na obóz studencki, pod Berlin. Przez cały miesiąc będą budować drogę wokół ośrodka wypoczynkowego dla emerytowanych oficerów niemieckiej armii. Organizatorzy zapewniają noclegi, wyżywienie i… dużo alkoholu. Dziewczyna i chłopiec świetnie się bawią, pracują, zwiedzają berlińskie muzea, kupują niedostępne w Polsce, ale też nie na ich kieszeń rzeczy – skórzane pantofle marki Salamander i zielone kowbojskie kozaczki dla niej, szetlandzki sweter dla niego. Aparat fotograficzny Praktica nie jest już przedmiotem pożądania. Chłopiec będzie ją teraz fotografował bezustannie. Kilka razy zdarza się, że dziewczyna czuje się zaniepokojona, ale tylko przez chwilę. Nie odczytuje znaków, które życie wyraźnie podsuwa jej pod oczy. Nie umie rozpoznać mrocznych sygnałów, zapowiadających nieszczęście.
Wracają z wakacji, okazuje się, że będą mieli dziecko. Biorą ślub na samym początku roku akademickiego. Do wrocławskiego Ratusza jadą tramwajem numer 12. Dziewczyna ma na sobie sukienkę z Mody Polskiej o wartości miesięcznej nauczycielskiej pensji i wiązankę z białych goździków, chłopak – szary garnitur w prążki, za duży, niedopasowany, bo tylko taki można kupić w coraz bardziej pustych sklepach. Potem jadą do akademika, po drodze zatrzymując się w delikatesach. Na ich weselnym przyjęciu główną potrawą jest „Kaszanka Baltonowska” z puszki. I dużo alkoholu. Koledzy i koleżanki z roku robią przyjęcie, a portierka przymyka oko na to, że dziewczyna zostanie na noc w męskim akademiku.
Podczas nocy poślubnej dziewczynie zsuwa się z palca obrączka.
Wkrótce zamieszkają razem. Rektor uniwersytetu pochyla się nad potrzebami studentów, którzy postanawiają swoje studenckie życie wzbogacić o obowiązki rodzinne i podejmuje decyzję o otwarciu akademika dla małżeństw. Akademik mieści się w starym poklasztornym zespole, pokoje mają 12 metrów kwadratowych, ograniczonych ściętym dachem. Małżeństwa mają do dyspozycji jedną kuchnię na czterdzieści osób. Woda do prania pojawia się o trzeciej nad ranem. Chłopiec urządza mały pokoik, obija zniszczone ciężkie meble kolorowym materiałem, montuje łóżeczko. Jest niezastąpiony w ulepszaniu ich pierwszego domu.

Dziewczyna wygląda pięknie, wszyscy mówią, że będzie syn. Rodzi się córeczka, tak śliczna, że ludzie przystają na ulicy, żeby się nią zachwycać. Chłopiec powoli zmienia się w mężczyznę, chwyta się dorywczych prac, zostaje motorniczym, myje okna na dużych wysokościach. Dziewczyna wieczorami kąpie dziecko w żółtej wanience, słuchając muzyki nadawanej przez Trójkę. Któregoś wieczoru oboje pochylają się nad łóżeczkiem śpiącej córki, a ona otwiera swoje ogromne oczy i patrzy na nich rozumnym, dorosłym spojrzeniem. Przechodzi ich dreszcz.
Życie nabiera innego wymiaru. Już nie tylko zajęcia na uczelni – ale też pieluchy. Nie tylko wesołe studenckie imprezy – ale też gotowanie kaszki… Dziecko od czasu do czasu jedzie do babci, żeby rodzice mogli przygotować się do egzaminów i zdać je. A potem urządzić imprezę. Znaki stają się coraz bardziej widoczne, coraz wyraźniejsze. Dziewczyna i chłopak już nie spędzają ze sobą tak wiele czasu jak kiedyś. Ona płacze po nocach. On nie jest już tak czuły jak dawniej.
Mijają lata, oboje już pracują. Dziewczyna stała się młodą kobietą, wciąż nie traci swej wiotkości. Zarabia dobrze. Chłopiec jest mężczyzną, ma swoje niebezpieczne, ciemne sprawy. Nadal mieszkają w jednym pokoju, nadal używają wspólnej z inną parą kuchni. Rozmawiają mniej. Rozmawiają w napięciu. Nadal razem kupują książki. Czasem razem słuchają muzyki. Coraz częściej nie spotykają się wieczorem w domu. Horyzont jest coraz bardziej mroczny, spojrzenia coraz cięższe.
Zatem robią to, co robi wiele par w tym czasie – wyjeżdżają za granicę. Żeby poprawić sobie los, żeby oderwać się od codzienności. Gotowi są na ciężką fizyczną pracę i taką właśnie znajdują. Wynajmują małe mieszkanko na piątym piętrze, z którego widać góry i morze. Zbliżają się do siebie na powrót. Uczą się języka ich nowego kraju, mają nowych przyjaciół. Wieczorami siadają na tarasie, snują plany. Znów posługują się tymi samymi kodami, szyframi. W każdą niedzielę wypożyczają małe japońskie skutery i zwiedzają piękny kraj, który do tej pory znali tylko z historii. Przydaje się, zdany kiedyś, egzamin z literatury antycznej.

Ale potem wyjeżdżają do jeszcze innego kraju i tam dziewczyna postanawia zawalczyć o coś więcej niż zdobycie zawodu manikiurzystki. Najpierw razem chodzą na kursy języka, którego nigdy się nie uczyli. Robią postępy. Ona wierzy, że urządzą się w nowej rzeczywistości i będzie im dobrze. Wie, że muszą się uczyć, być może zapomnieć o tym, co robili w kraju. Zdobyć nowe zawody. Przyjeżdża ich dziecko, zbuntowana nastolatka, prawie tak już wysoka jak oni. Są z niej dumni, bo po kilku miesiącach poprawia wciąż kulawy angielski rodziców.
Kobieta chodzi do szkół. Mężczyzna uważa, że powinien zapewnić rodzinie bezpieczeństwo finansowe i postanawia założyć firmę remontową. Ma dwóch wspólników. Ale jest kryzys i nikt nie chce robić remontów. I wtedy to, czego kobieta bała się przez całe lata, czego nie nazywała, ale co podświadomie odgadywała, staje się smutną rzeczywistością. Nie ma argumentów i nie ma rozmowy. Żadne z nich nie umiało i dalej nie umie korzystać z cudzej pomocy. Nie wiedzą, że chorobę można leczyć, bo wciąż tej choroby nie rozpoznają.
Rozwód kosztuje 750 dolarów. Ona wyprowadza się, zostawia rodzinne zdjęcia, książki, pamiątki, zostawia muszle, zbierane na śródziemnomorskiej plaży. Nie może znaleźć pierścionka, który kiedyś dostała od babci. Wychodzi z domu, przez chwilę biegnie za nią Augusta, kotka, która z nimi mieszkała.
Mężczyzna wkrótce poznaje nową kobietę, wyjeżdża. Ciężko pracuje. Dziecko jest dorosłe, ma swoje życie. Kobieta kończy studia, dostaje dyplom. W czarnej todze z żółtym paskiem pozuje do zdjęcia, które wysyła byłemu mężowi. Potem stara się o pracę i wyjeżdża do innego kraju. To już czwarty kraj, w którym zaczyna nowe życie.
Gniew, rozpacz, złe wspomnienia, uczucie rozgoryczenia – to wszystko mija. Oboje pamiętają cudowne chwile młodości, radość z osiągnięć, dobrych stopni na egzaminach, sukcesów zawodowych, wielkie plany, które kiedyś mieli. Dalej czytają te same książki, oglądają te same filmy. Kochają tę samą muzykę. Kiedy kobieta wraca z pracy późnym wieczorem, jej były mąż, oddalony od niej o równe 4 tysiące kilometrów, dzwoni i opowiadają sobie o dawnym życiu. Rozmawiają też o swoim dziecku, które na zawsze ich złączyło.
A potem on dostaje diagnozę. Okrutną, nie dającą nadziei. Niesprawiedliwą. Już nigdy się do niej nie odezwie. Kobieta nie ma odwagi zadzwonić. Pisze jeden nieśmiały email, na który nie dostaje odpowiedzi…
Love is not for sissies. Miłość nie jest łatwą, prostą sprawą. Jest pułapką. Obiecuje radość i smutek, niczego nie zapewniając, nie dając żadnych gwarancji ani na najbliższy tydzień, ani na resztę życia. Jest testem dla każdego z osobna i dla obojga – razem. Ten test trwa nieustannie, codziennie, każdego dnia. Jest wyczerpujący, dotyka wnętrza, wypala albo budzi bunt, bo miłość zagraża wolności osobistej, zmusza do ustępstw, do rezygnacji z siebie. Miłość może budować i równie łatwo może wszystko zburzyć. Może być refrenem romantycznej piosenki, ale może też być ostatnią linijką antycznego dramatu. Miłość jest tajemnicą, której nie możemy odkryć, jeśli nie wiemy, kim jesteśmy.
Miłość jest nieszczęściem, jeśli nie dość kochamy samych siebie.
Poruszyłaś moje serce…wspomnienia…za każdym razem gdy czytam Twój blog …czytam rownież siebie …
LikeLike
Piękna historia. Zapominamy z czasem złe, małe momenty i w naszej pamięci pozostaje tylko to, co najwazniejsze, miłość. Pod koniec życia będziemy, mam nadzieję, właśnie z niej sądzeni. Kochając, nawet niezbyt szczęśliwie, udoskonalamy siebie, wznosimy się na wyższy poziom bytu. To chyba najważniejszy egzamin, ktory bohaterka tej historii zdała celująco ❤️
LikeLiked by 1 person
I mnie sie oczy zeszklily…
LikeLiked by 1 person
Tak. Dokładnie tak…
LikeLike
Pięknie. I mądrze.
“Być może niegdyś miłość była rzeczą
Słodką; może, nie pomnę. Ale teraz
Goryczy pełna.” ( Twój Petrarka..)
I:
“Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jako skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.”…
”
Nagle urwałeś. Został chłód
Który już nie mógł nas zasmucić
Bezgłośne znaki białych nut
Melodii, której się nie nuci
Już się nie było czego bać
Baliśmy się każdego dźwięku
Bo to był lęk
I tylko lęk
I nic nie było oprócz lęku
Uspokojona nagle tak
Milczałam tak, jak ty milczałeś
Nie było nam milczenia brak
A cisza jest wyrozumiała
Zaczęła niknąć twoja twarz
Za gęstniejącą mroku falą
Bo to był żal
I tylko żal
I nic nie było oprócz żalu
I jeszcze gorączkowy zryw
By wszystko uznać za niebyłe
Przypominałam sobie sny
Takie nieważne, takie miłe
I nagle jedna jasna myśl
Że już zatrzymać cię nie sposób
Bo to był los
I tylko los
I nic nie było oprócz losu..”
LikeLike
Zycie ma zawsze dwa oblicza to lepsze i gorsze.Mysle ze czerpac trzeba z obydwu.Mam nadzieje ze ten opis historii dziewczyny odciazyl Cie troche.
LikeLike
Wróciły wspomnienia, pięknie opisałaś ważny fragment życia…ten czas miał wpływ na dalsze życie, jak bardzo inne od naszych młodzieńczych marzeń, a jednak wciąż pełne cudownych chwil Wzruszylam się….Dziękuję
LikeLike
“Love is not for sissies. Miłość nie jest łatwą, prostą sprawą. Jest pułapką. Obiecuje radość i smutek, niczego nie zapewniając, nie dając żadnych gwarancji ani na najbliższy tydzień, ani na resztę życia. Jest testem dla każdego z osobna i dla obojga – razem. Ten test trwa nieustannie, codziennie, każdego dnia. Jest wyczerpujący, dotyka wnętrza, wypala albo budzi bunt, bo miłość zagraża wolności osobistej, zmusza do ustępstw, do rezygnacji z siebie. Miłość może budować i równie łatwo może wszystko zburzyć. Może być refrenem romantycznej piosenki, ale może też być ostatnią linijką antycznego dramatu. Miłość jest tajemnicą, której nie możemy odkryć, jeśli nie wiemy, kim jesteśmy.”
Powinnaś to rozpisać na wersy- świetny wiersz by powstał..
LikeLike
Izuniu,
Chyba kazdy ma naracje swojego życia.
Twoja mnie wzruszyła bo znalazłaś w sobie potrzebę podziękowania za dar pierwszej dorosłej miłości która byla wystawiona na wiele prób. Miłości do mężczyzny który musiał się uczyć kim jest i sfrustrowany zadawał ból Tobie i sobie. Nosząc ten ból Ty musiałaś znaleść wiarę w siebie.
Oplakujesz mężczyznę który odszedł i masz nadzieje ze on przeczyta Twoje wspomnienia.
LikeLike