Wtorek, 25 stycznia 2022

Grand Central

Od kiedy zmieniłam pracę, muszę wstawać wcześniej. W rutynie poranka nie ma wyłomu – budzę się, zanim zadzwoni budzik, sięgam po telefon i sprawdzam wiadomości. Z reguły są przygnębiające – covid, Ukraina, wciąż podżegający do rewolty były pierwszy chuligan amerykańskiej polityki, wybuch podwodnego wulkanu na dalekim Pacyfiku, bezczelność PiSu. Uśmiecham się lekko dopiero na wiadomość o stu cennych małpkach, które uciekły z rozbitej w zderzeniu ciężarówki, gdzieś w Pensylwanii i przez kilka godzin cieszyły się wolnością.

Łóżko jest ciepłe i przyjemne, nie chce mi się wstawać, ale powszedni dzień rządzi się swoimi prawami. Prysznic, makijaż. Gdzie, na Boga, podział się mój tusz? Szklanka gorącej wody z cytryną, przygotowany poprzedniego dnia lunch wędruje do torby. Wołam w kierunku sypialni – It’s seven o five! i nie czekając na potwierdzenie, że moja wiadomość dotarła do adresata, wybiegam z domu. U szczytu schodów prowadzących do mojej stacji kolejowej zatrzymuję się na chwilę i wstrzymuję oddech – na kamiennej ścianie Palisades, wznoszącej się nad rzeką jak miechy potężnego akordeonu, rozlewa się różowe światło poranka, a na niebie zawisł idealnie okrągły księżyc. Kiedy zbiegnę ze schodów, i nadziemnym przejściem dostanę się na peron czwarty, ten,  z którego odjeżdżają pociągi do Nowego Jorku, poświata znika. Próbuję zrobić zdjęcie, jak niemal każdego dnia, kiedy jadę do miasta, jak niemal każdego dnia od 12 lat. 

Wybieram quiet car, choć ostatnimi czasy wszystkie wagony są ciche. Pasażerów jest mniej, ludzie siedzą pojedynczo, nie ma już grupek znajomych, do których dosiadali się na kolejnych stacjach coraz to nowi pasażerowie i spędzali czas podróży na rozmowach. Zatem mniej pasażerów, ale wciąż tylu, że nie ma już miejsca przy oknie z widokiem na rzekę i muszę usiąść z drugiej strony przejścia, gdzie mam tylko widok na industrialne zabudowania, magazyny  i zdewastowane przez zimę parkowe wzgórza. 

Cała podróż trwa 37 minut, to pospieszny, który zatrzymuje się tylko na jednej stacji przed Grand Central – w Harlemie. Tam wysiada spora część podróżnych. Dziesięć minut później pociąg wjeżdża na peron numer 42  jednego z piękniejszych dworców świata. Na ścianie odgradzającej jedną platformę od drugiej widnieje napis „ŁKS Łomża”, poniżej ktoś białym sprayem podzielił się ze światem swoimi uczuciami i wyznał – „Kocham Justysię”. Trochę dalej błyszczą białą farbą cztery z sześciu liter drogiego mi wyrazu – „P O L S”. Końcowe K i A gdzieś się zatarły przez lata. Te napisy nieustannie wprawiają mnie w dobry nastrój. Nasi tu byli – uśmiecham się w duchu, robię setne już chyba zdjęcie i żwawo opuszczam  peron.

Ale już za kwiaciarnią Dahlia, przed którą za kilka tygodni ustawią się tłumy ogarniturowanych panów,  opuszcza mnie radość życia. Za pierwszym załomem korytarza, pod kolumną, gdzie kiedyś stały fotele czyścicieli butów, leży na posadzce bezdomny człowiek. Przykryty za krótkim kocem, twarz obrócił do ściany. Tłum spieszących do pracy lekceważy jego obecność, on też zapewne nie zauważa tłumu. Kilka kroków dalej, przy wejściu do pomieszczenia, w którym jeszcze niedawno był bar, a w nim można było kupić małą butelkę wina na  powrotną drogę po pracy, od miesięcy stoi ta sama postać. Niska i drobna, otulona w czarny płaszcz, w ręku trzyma kubek kawy ze Starbucksa. Jej twarz ocienia czarny kapelusz z szerokim rondem. Zasłania się tym kapeluszem i zasłania się sklepowym wózkiem na zakupy, wypełnionym pudłami. Z jego boków zwisają torby, kilka z nich z nich to jakieś pamiętające lepsze czasy skórzane plecaczki, inne to po prostu plastikowe torby ze sklepów, może trochę solidniejsze niż zwykłe reklamówki. Kobieta nie podnosi wzroku.

Przed pobliską piekarnią stoi przygięty do ziemi mężczyzna. Prosi mnie o pieniądze. W ustach sterczą mu pieńki rzadkich czarnych zębów. Daję mu pięć dolarów. Powinnam? Nie powinnam? Wiem, że ceny alkoholu w sklepach na GC są tak wysokie, że nie kupi tu małej buteleczki z czymkolwiek, zwanej ongiś w Polsce małpką. Ale może kupi sobie bochenek świeżego chleba. 

Żeby dojść do metra musze przeciąć piękną halę dworca. Mimo że dochodzi ósma, nie ma tu dawnego porannego tłumu. Jest wręcz pustawo. Na balkonie po wschodniej stronie hali za chwilę otworzy się sklep Apple.  Już prawie skręcam w jeden z korytarzy, kiedy potykam się o następnego leżącego i natychmiast zauważam, że przy pulpicie kasy biletowej – zamkniętej o tej porze – stoi człowiek z bagażami i najwyraźniej śpi. Na stojąco. U jego stóp stoją dwie kraciaste olbrzymie torby, takie z jakimi w Polsce chodzi się na targ po ziemniaki, marchewkę i jabłka.  A zaraz za nim – w tej samej pozycji co wczoraj o tej samej porze, na plastykowej skrzynce na butelki siedzi kobieta. Jej ciało jest skręcone w jakiś niewyobrażalny sposób, głowę trzyma częściowo na sklepowym wózku, takim samym, jaki ma jej koleżanka , którą dopiero co minęłam. Ma na sobie wesołą turkusową spódnicę w białe kwiaty, a spod zielonej zimowej kurtki wystaje biała bluza w paski i jeszcze jakieś cytrynowe wdzianko.  Najgorsze są nogi. Gołe, zaczerwienione, o opuchniętych  monstrualnych kostkach, tkwią w za dużych rozczłapanych męskich butach. Na jej wózku nie ma porządku. Przechylone tekturowe pudło wypluwa z siebie nędzne przedmioty, papiery, ubrania. W wózku kłębią się stare reklamówki. 

Widziałam ją wczoraj w tej samej pozycji. Czy na pewno żyje? Przystaję i patrzę, czy unosi się poruszana jej oddechem kurtka. Teraz widzę, że oddycha. Żyje. 

– Ma na imię Sabrina. Jest Turczynką. Od czasu do czasu wstaje i przechadza się wokół dworca, zostawiając za sobą wózek. Przecież nikt go nie ruszy. Kobietę codziennie dokarmiają ludzie z opieki społecznej, namawiają ją, żeby dała się zawieźć do schroniska. Ona uparcie odmawia. Tak, mówi po angielsku. Możesz z nią porozmawiać, jest chętna do pogawędek. Pomiędzy trzecią a piątą w nocy dworzec jest zamknięty, ale perony pozostają otwarte. Wtedy się tam przenosi. Oni wszyscy się tam przenoszą. – To wszystko mówi mi oficer Cortez, którego zagaduję któregoś razu, pytając czy można jakoś pomóc.

Wystawa sklepu papierniczego Paper Source (tam, gdzie kiedyś był Papyrus) bije mnie po oczach czerwonym plakatem, zapewniającym, że jestem kochana. Kiedy już prawie osiągam ruchome schody prowadzące do metra, kątem oka zahaczam o wysokiego mężczyznę w białej galabiji, ozdobionej czerwonym haftem. On także żebrze. 

W ostatnich latach liczba bezdomnych w Nowym Jorku osiągnęła najwyższy poziom od czasu Wielkiego Kryzysu lat 30. XX wieku.

W październiku ubiegłego roku w głównym systemie schronisk miejskich w Nowym Jorku nocowało 48 723 bezdomnych, w tym 15 346 bezdomnych dzieci. Ale statystyki mówią, że bezdomnych dzieci jest dwa razy tyle.

W październiku 2021 r. w schroniskach każdej nocy spało 18 370 samotnych dorosłych.

Badania pokazują, że liczba bezdomnych samotnych dorosłych  jest dziś o 92 procent wyższa niż dziesięć lat temu.

Badania pokazują, że główną przyczyną bezdomności, szczególnie wśród rodzin, jest brak tanich mieszkań. Badania rodzin bezdomnych zidentyfikowały następujące główne i bezpośrednie przyczyny bezdomności: eksmisja,  przeludnione mieszkania, przemoc domowa, utrata pracy.

Badania pokazują, że w porównaniu do rodzin bezdomnych, bezdomni samotni dorośli mają wyższy wskaźnik poważnych chorób psychicznych, uzależnień i innych poważnych problemów zdrowotnych.

Badania pokazują, że każdej nocy tysiące niechronionych bezdomnych śpi na ulicach Nowego Jorku, w metrze i w innych miejscach publicznych. Nie ma dokładnego pomiaru populacji bezdomnych w Nowym Jorku, a ostatnie badania miasta znacznie zaniżają liczbę bezdomnych nowojorczyków bez schronienia.

Badania pokazują… 

Kiedy zjeżdżam na peron piątki, która zawiezie mnie do pracy, myślę – count your blessings, Izabela. I dodaję: Kocham Cię, Miasto, gorzką, gorzką miłością. 

One thought on “Wtorek, 25 stycznia 2022

  1. Ładny wpis. Uśmiech za ŁKS. Lata temu w Karlskronie po wyjściu z promu tez przywitał mnie bezdomny. O dziwo Szwed choć spodziewałem się rodaka. Są więc nawet na północy choć tam klimat nie wybacza. Tego co się dzieje w południowej Francji czy Hiszpanii nawet komentować szkoda.

    Like

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.